English
Po 15 edycji
Gazeta Festiwalowa "Na horyzoncie" nr 5
27 lipca 2015
Sztuka często jest równa ciężkiej pracy

- Praca podziwianych przeze mnie artystów wyznaczyła sposób, w jaki zrealizuję dokument. Zależało mi, by był on lustrzanym odbiciem ich działań - mówi Francesco Clerici, reżyser filmu "Ręczna robota"

Rozmowa z Francesco Clericim gościem MFF T-Mobile Nowe Horyzonty

Kuba Armata: Odlewnia artystyczna w Mediolanie, którą poznajemy za Twoim pośrednictwem, to miejsce magiczne, gdzie przeszłość łączy się z teraźniejszością.

Francesco Clerici: - Pierwszy raz pojawiłem się tam osiem lat temu. Trzy lata później poznałem artystę, który przedstawiony jest w filmie, i przyglądałem się każdemu etapowi powstawania rzeźb. Patrzyłem jak zahipnotyzowany i miałem poczucie, że ich pracę mogę obserwować przez cały dzień. To ciekawe, bo nie ma żadnej szkoły, która uczy opracowanej jeszcze w starożytności techniki rzeźbiarskiej "na tracony wosk". Jedynym sposobem, by się tym zająć, jest uważne obserwowanie mistrzów. I tyle, bo oni nawet zbyt wiele nie mówią.

Co Cię zafascynowało w ich pracy?

- Rytm i samo podejście do niej, które ma formę rytuału. Kiedy spędzałem czas w pracowni, miałem chwilami wrażenie, jakbym był w kościele. Tyle tylko, że religię zastępuje ciężka, fizyczna praca. Mój film, rozgrywający się w zasadzie poza słowami, to rodzaj hołdu dla niej. Ma to związek z dzieciństwem, które spędziłem na wsi z dziadkiem, budującym domy i zajmującym się stolarką. Kiedy wyjechałem do Mediolanu i większość mojej pracy związana była z komputerem - czułem, że czegoś mi brakuje. Kiedy trafiłem do tego miejsca, odnalazłem to, co wcześniej straciłem. To był rodzaj powrotu do korzeni.

Ciekawe, że pomimo rozwoju technologii artyści ci pracują dokładnie w taki sam sposób, jak przed laty.

- Bardzo interesująca była dla mnie obserwacja tego, jaki użytek robili ze swoich dłoni. Każdy etap tworzenia dzieła bazował na prostej, aczkolwiek ciężkiej pracy fizycznej. W podobny sposób chciałem zrealizować ten dokument. Miał on zatem być prosty i bezpośredni. Zdecydowałem tym samym, że nie będę stosował korekcji barwnej, efektów specjalnych ani dodatkowego światła, do dyspozycji mając tylko to, które zastałem na miejscu. Praca podziwianych przeze mnie artystów wyznaczyła zatem sposób, w jaki zrealizuję dokument. Zależało mi, by był on lustrzanym odbiciem ich działań. Bez żadnej ingerencji, bo wtedy mogłoby to wpaść w manierę. Kino jakie lubię, to takie, gdzie reżyser całkowicie zatraca się w historii i bohaterach, o których opowiada, a nie chce widzieć tam siebie.

© Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
festiwal@nowehoryzonty.pl
realizacja: Pracownia Pakamera
Regulamin serwisu ›