English
Varia
Jakub Popielecki: Ciekawy przypadek Finchera i Reznora

Publikacja: Filmweb.pl, 29.10.2014

III nagroda (ex aequo) w XIX Konkursie o nagrodę im. Krzysztofa Mętraka

"A, seryjni mordercy i gwałty analne. Wiem, jak to brzmi". Trent Reznor przyznał się w jednym z wywiadów, że taka myśl zaświtała mu w głowie, kiedy David Fincher przyszedł do niego z propozycją stworzenia ścieżki dźwiękowej do "Dziewczyny z tatuażem". Faktycznie, w szwedzkim kryminale, którego ekranizacją jest film Finchera, nie brakuje podobnych atrakcji. I nie trzeba wiele dobrej woli, by postawić znak równości między rekwizytornią motywów z prozy Larssona a muzyką faceta, który w swoim największym przeboju śpiewa, że "I want to fuck you like an animal". Refleksja Reznora wynikała więc raczej z faktu, że poprzednie zadanie, jakie postawił przed nim Fincher, nieco bardziej wykraczało poza jego strefę komfortu. Dziś trudno sobie jednak wyobrazić, że Mark Zuckerberg nie stworzył Facebooka w rytm pulsujących elektronicznych arpeggiów Reznora.

Jak przyznał sam muzyk, problem z "Social Network" polegał na tym, że film składał się głównie ze scen z "ludźmi w pokojach krzyczącymi na siebie". Nie było do końca jasne, jaką rolę miałaby tam odegrać muzyka. Cóż, historia pokazała, że dźwięk wykraczającego poza osobistą strefę bezpieczeństwa Trenta Reznora wart był Oscara. Nic dziwnego, że od tego czasu Fincher nie spędza za dużo czasu nad zastanawianiem się, kto przygotuje mu soundtrack do kolejnej produkcji. Ale w efekcie sukcesu "Social Network" mało osób pamięta dziś, że to nie film o Zuckerbergu był początkiem współpracy między gwiazdą rocka a wziętym reżyserem. Ich wizje spotkały się po raz pierwszy w czasach, gdy nikt nie planował jeszcze kręcenia filmów o Facebooku (z prostego powodu: Facebooka nie było). Fincher wykorzystał wówczas gotową muzykę Reznora, ten nie musiał więc jeszcze prężyć muskułów inwencji. Reżyser i wtedy brał zresztą na tapetę tematy rodem z płyt Nine Inch Nails: religia, przemoc, perwersja.

Bliżej teledysków

Ta kolektywna amnezja odnośnie pierwszego spotkania obu panów jednak nie dziwi. Kto nie zna remiksu "Closer" autorstwa grupy Coil, ten prawdopodobnie nie zidentyfikuje przeboju Nine Inch Nails (czyli zespołu Reznora) w muzyce, która rozbrzmiewa w pamiętnej czołówce "Siedem". Pikantna - ale w gruncie rzeczy popowa - piosenka została tu przepoczwarzona w snujący się, tętniący jakimś własnym, chorym życiem twór. Jedynym rozpoznawalnym elementem z oryginału jest kończący sekwencję okrzyk wokalisty: "You get me closer to god". W oryginale będący metaforą uwznioślonego zwierzęcego pożądania, tutaj zyskuje nieco bardziej dosłowne znaczenie - stanowi wyraz chorych ambicji seryjnego mordercy, który we własnym mniemaniu buduje sobie (oczywiście, po trupach) szczególne schody do nieba. Fincher trafił w punkt, choć wydaje się, że na jego wyborze zaważyła nie tylko sama muzyka, ale również idące za nią skojarzenia wizualne.

"Siedem" trafiło do kin dokładnie w połowie lat 90., kiedy to moda na mezalianse kinowego box office'u z rockowymi listami przebojów miała się w najlepsze. Zaroiło się wówczas od soundtracków z muzyką "inspirowaną" filmami, w rzeczywistości będących dość przypadkowymi zbiorami songów. Piosenki Nine Inch Nails zdążyły już zresztą wybrzmieć w kilku produkcjach ("Kruk", "Urodzeni mordercy"). Fincher nie połasił się jednak na muzykę zespołu ani ze względu na marketingowe ustalenia wytwórni, ani nawet mgliste powinowactwo "mrocznych" dźwięków z "mrocznym" tematem. Przynajmniej nie tylko. Lata 90. to przecież szczyt dominacji MTV, moment w historii, kiedy muzyka - a przynajmniej muzyka popularna - była chyba najsilniej naładowana komunikatem wizualnym. Każda gwiazda pop znaczyła tyle, co jej ostatni teledysk. Nie przypadkiem właśnie wtedy rozkwitły największe talenty świata wideoklipów - większość z których zrobiła potem błyskotliwe kariery reżyserskie (Spike Jonze, Michel Gondry, Mark Romanek, Jonathan Glazer). Fincher sam zresztą przeszedł podobną drogę - zaczynał bowiem właśnie od pracy m.in. z Madonną ("Vogue") czy Aerosmith ("Janie's Got A Gun"). Twórca nie mógł więc nie być świadomy, że "Closer" to w równej mierze piosenka Reznora, co teledysk Marka Romanka. Dlatego właśnie czołówka "Siedem" autorstwa Kyle'a Coopera tak bardzo przypomina wideoklip Nine Inch Nails. Inspiracja jest oczywista, to niemal ta sama estetyka: zniszczona taśma, zrywające się rolki filmowe, ziarnisty obraz o wysokim kontraście i galeria dziwactw z piekła rodem. Cooper czerpie tu z tego samego źródła, co Romanek, pożyczając sobie stylistyczne chwyty z twórczości artystów transgresyjnych czy awangardowych filmowców. Dziś trudno powiedzieć, który obrazek stworzony do piosenki Reznora - ten autorstwa Romanka czy Coopera - zyskał większy kulturowy posłuch. Faktem jest jednak, że zaproponowany przez obu panów estetyczny koktajl skodyfikował się na dobre jako konwencja prezentowania wszelkiego sortu makabry. Widzieliśmy to potem w tysiącach - lepszych lub gorszych - imitacji: od teledysków Marilyna Mansona po kolejne sequele "Piły".

Gdy dokładnie dziesięć lat później reżyser i gwiazdor rocka ponownie połączyli swoje siły, odbyło się to już w całkiem odmiennej wizualnie tonacji. W 2005 roku Fincher wyreżyserował teledysk do piosenki Nine Inch Nails "Only". Płyta "With Teeth", z której pochodziła piosenka, pokazywała gładsze, przystępniejsze oblicze kapeli. Spod charakterystycznej ściany jazgotliwego dźwięku zaczęły odważniej wyzierać chwytliwe melodie i - zwłaszcza w przypadku opartego na funkującej linii basu "Only" - taneczne wręcz rytmy. Nowa muzyka wymagała nowej identyfikacji wizualnej. Zamiast analogowych brudów kojarzących się z "Closer", Fincher stawia więc na cyfrową przejrzystość. Zamiast rekwizytorni z klubu S&M - na zwyczajne biurowe przedmioty: notebook, tak zwaną Kołyskę Newtona, filiżankę. Wykreowana niemal w całości w pamięci komputera przestrzeń, ruchy kamery i montaż kojarzyć się mogą z "Azylem", w którym część sekwencji powstała w podobny sposób. Pomysł jest banalnie prosty: wspomniane otoczenie ożywa pod wpływem płynącej z laptopowych głośników piosenki. Martwa natura stopniowo wpada w drgawki, poddając się sile muzyki, a gadżetowy Pinscreen układa się w twarz śpiewającego o rozdwojeniu jaźni Reznora. Motyw kontrastów, walki przeciwieństw - ruch kontra bezruch, mechaniczne kontra organiczne (śladami życia w kadrze są: ludzka ręka, kawa w filiżance, jabłka w misce) - zapowiada już zresztą następny wspólny projekt artystów.

1 2  
© Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
festiwal@nowehoryzonty.pl
realizacja: Pracownia Pakamera
Regulamin serwisu ›