Chronic
Za każdym razem - czy to w formie narracyjnej, przyglądając się chorobie i pracy piszącej wiersze Robyn z The Time We Killed (2004), czy abstrakcyjnej w jej wspomnieniach, w rozwibrowanych krótkometrażówkach takich jak na przykład The Girl's Nervy (1995) - zwraca się ku procesowi tworzenia. To co ją różni od jej awangardowego mistrza, nie zamyka się w stwierdzeniu, że Jennifer Reeves jest kobietą. Nie tylko jej spojrzenie, ona sama jako reżyserka i aktorka swoich filmów zrywa z luksusem niewidzialności i obiektywnego dystansu.
Brutalnie szczera w filmach z elementami autobiografii, składających się na jedną, rozciągniętą w czasie historię dojrzewającej kobiecości (prowokującej pytanie: a co to takiego ta kobiecość?), w krótkim Chronic (1996) i jego kontynuacji, pełnometrażowym debiucie The Time We Killed, ale też w formalnych eksperymentach: Light Work Mood Disorder (2007), We are going home (1998), He Walked Away (2003) i innych, zawsze jest podmiotem, widzącym świat w pełni jego piękna, ale też jako przestrzeń nieustannego, potencjalnego zagrożenia. Ów lęk (niepokój), którym przesiąknięte są jej filmy, to wynik słabości, wpisanej w proces twórczy, złamania zasady przyjemności, której byliśmy niewolnikami jako widzowie klasycznego kina, niewygody, która w życiu może popychać ku twórczości, w kinie - ku całkiem nowym, niezwykłym odczuciom i odkryciom.
Agnieszka Szeffel