English
Varia

L'ombre des femmes reż. Philippe GarrelL'ombre des femmes reż. Philippe Garrel
Ciekawostki z przestrzeni NH
15 maja 2015
Joanna Łapińska: Jeszcze nowsze horyzonty kina

Magda Podsiadły ("Gazeta Wyborcza Wrocław"): 15. edycja to już solidny jubileusz.

Joanna Łapińska: A dla nas, organizatorów, świetna okazja, aby spojrzeć wstecz. Jestem z Nowymi Horyzontami od drugiego przeglądu, czyli od pierwszej edycji w Cieszynie. I z dumą patrzę, jak od tamtego czasu festiwal się rozwinął i dojrzał. Jesteśmy dziś w zupełnie innym miejscu; pewnie nawet nie bardzo przypominamy imprezę z tych pierwszych lat. Ale jedna, najważniejsza według mnie rzecz, nie zmieniła się u nas wcale: każdą kolejną edycję przygotowujemy z równie świeżą energią. I nadal równie mocno kochamy kino, i też tak samo jesteśmy go ciekawi. Mam nadzieję, że tacy już zostaniemy.

W tegorocznym programie dostrzegam retrospektywę Francuza Philippe'a Garrela. Czy to będzie kolejne odkrycie festiwalu? Nazwisko, bez którego od tej chwili nie będziemy mogli się w Polsce obejść?

- Ta retrospektywa to kolejny dowód na to, jak trudno jest myśleć o kinie - zarówno tym współczesnym, jak i historycznym - nie wspominając o Francji. To wielka skarbnica reżyserów i zjawisk ważnych w historii filmu. Nasi widzowie pewnie zauważyli, że francuskie retrospektywy i przeglądy mamy w programie festiwalu prawie co roku. W przypadku Philippe'a Garrela to nawet jeśli wielu kinomanów kojarzy to nazwisko, myślę, że nieliczni mieli dotąd okazję, by pełniej poznać jego wielobarwną twórczość.

Jakie to kino?

- Autobiograficzne i autorefleksyjne. Choć sam Garrel przymiotnika "autobiograficzne" raczej nie lubi - nazywa swoje kino "dialektycznym". To określenie mnie się też bardzo podoba. Kino Garrela składa się z refleksów, odbić, fragmentów przeszłości i różnorodnych konfiguracji tych elementów. Reżyser układa, przekłada i odmienia pamięć; tworzy filmowe poematy, eseje. To kino, które dotyka rzeczywistości, ale czyni to w swój specyficzny, bardzo poetycki sposób.

Garrel to pokolenie studenckiej rewolty Maja '68. To właśnie Maj kształtował go jako twórcę. W programie retrospektywy pokażemy filmy, które do tego nawiązują. Będzie francuski Maj '68 i generacja '68, ale nie tylko. Postanowiliśmy opowiedzieć o Garrelu najważniejszymi dla niego tematami. Pojawi się więc aktor Maurice Garrel, ojciec Philippe'a, i jego portret w filmach syna. I kultowa piosenkarka Nico - muza reżysera, z którą był związany przez ponad 10 lat i moim zdaniem zrealizował z nią swoje najbardziej oryginalne filmy.

A na koniec ciekawostka. Garrel zaczynał w legendarnym francuskim kolektywie artystycznym Zanzibar Groupe, na przełomie lat 60. i 70. skupiającym artystów awangardy i filmowców. Ich działalność finansowała dziedziczka wielkiej fortuny i mecenaska sztuki Sylwina Boissonas. Dziś filmy zrealizowane przez członków tej grupy są praktycznie nieznane, przy okazji retrospektywy zdecydowaliśmy się więc pokazać niektóre z nich.

No i mam wielką nadzieję zamknąć retrospektywę Garrela jego najnowszym filmem "L'ombre des femmes", którego światowa premiera odbędzie się na festiwalu w Cannes.

W programie festiwalu znalazły się filmy, które mierzą się z biografiami kultowych, kontrowersyjnych reżyserów, jak Pasolini i Fassbinder.

- Obaj to twórcy dla nas szczególnie ważni, bardzo nowohoryzontowi. W dokumencie "Fassbinder: To Love Without Demands" autorstwa niemieckiego dziennikarza Christiana Braada Thomsona Rainer Werner Fassbinder opowiada do kamery o sobie, kinie i świecie z taką otwartością, a przy tym tak wielką powagą, że widz patrzy na to z zapartym tchem - tak ważna i głęboka jest ta rozmowa. Czujemy wyjątkowość tych nagrań. To są unikatowe, bardzo cenne dokumentalne materiały.

Film o Pasolinim to z kolei fabuła opowiadająca o ostatnich dniach życia włoskiego reżysera. Ferrara pokazuje wyjątkowość Pasoliniego oraz jego intelektualnej postawy wobec świata i sztuki. Na koniec zostaje w nas przeogromny smutek i wielka pretensja - trudno powiedzieć, do kogo adresowana - po jego tragicznej śmierci.

Tegoroczne kino sąsiadów to kino Litwy. Poza znaną na Zachodzie działalnością Šarūnasa Bartasa jaka to dziś kinematografia?

- Przede wszystkim bardzo mało znana, a ma ciekawą historię. Podzieliliśmy tę sekcję na trzy części. Pokażemy kino litewskie robione w czasach, gdy Litwa była radziecką republiką, i filmy nakręcone po roku 1990, czyli po odzyskaniu niepodległości. Trzecią częścią będzie retrospektywa najbardziej znanego za granicą litewskiego twórcy, czyli właśnie Bartasa. Sami Litwini mówią, że za czasów istnienia Związku Radzieckiego najbardziej wyróżniało się kino dwóch republik: gruzińskiej i właśnie litewskiej. Reżyserzy z Litwy, obchodząc cenzurę, zdołali stworzyć własny styl filmowej narracji. Dziś nadszedł czas, aby odkryć te filmy raz jeszcze, oglądając je w pełnym kontekście.

Z kolei po odłączeniu się od ZSRR kino litewskie praktycznie upadło.

Po roku 1990 skończyła się centralna produkcja filmów, a warunki finansowania ze źródeł prywatnych były fatalne, co na jakiś czas prawie zabiło tę kinematografię. Bywało, że powstawał tylko jeden pełnometrażowy film fabularny rocznie! W tych warunkach Litwini na nowo uczyli się swojego stylu - i swojej widowni. Z tego względu spojrzenie na ostatnie 25 lat ich kina jest bardzo ciekawe.

Od początku osobnym twórcą w tej kinematografii był Šarūnas Bartas - założyciel pierwszego na Litwie prywatnego studia filmowego, jeszcze pod koniec lat 80. Jego filmy to slow cinema w najczystszej postaci. Z jednej strony jest to kino bardzo litewskie z ducha, nawiązujące do tradycji i wierzeń tego kraju, z drugiej - niezwykle uniwersalne, można powiedzieć: krystaliczny arthouse. Pewnie dlatego Bartas tak łatwo zaadaptował się w kinie światowym. Jego filmy szybko trafiły na wielkie festiwale i zaczęły być koprodukowane przez kraje zachodnie. Przez lata reżyser pracował chociażby z taką legendą, jak portugalski producent Paulo Branco. Tak jak w przypadku Garrela, chciałabym zamknąć tę retrospektywę najnowszym filmem Bartasa - przywiezionym do Wrocławia prosto z tegorocznego Cannes „Peace to Us in Our Drems".

A jak wygląda selekcja do konkursów?

- Pracujemy nad tym ciągle. Już teraz mogę jednak zdradzić, że będzie to ciekawy rok. Konkurs główny wydaje się wyjątkowo różnorodny. Niektóre filmy dla nas samych były dużym zaskoczeniem. Jak to dobrze, że ciągle pojawiają się w kinie jeszcze nowsze horyzonty.

Cieszy mnie też, że w drugiej edycji naszego konkursu „Powiększenie" mamy znacznie więcej zgłoszeń niż rok temu - i to zarówno ze strony znanych nazwisk, jak i zupełnie nowych.

Mówimy o tym rzadziej, ale jednak warto podkreślić, że dużo będzie się działo także w części branżowej festiwalu. Kończymy selekcję uczestników Studia Nowe Horyzonty, naszych warsztatów dla młodych filmowców. Mieliśmy wyjątkowo dużo zgłoszeń; w warsztatach chcieli wziąć udział naprawdę świetni twórcy, więc wybór był trudny.

Bardzo mnie również cieszy duże zainteresowanie Polish Days - naszym marketem polskiego kina, odwiedzanym przez producentów, agentów sprzedaży i przedstawicieli festiwali z całego świata.

Ale najbardziej jesteśmy chyba wszyscy dumni z sukcesów polskich filmowców, których projekty prezentowaliśmy w poprzednich edycjach Polish Days. Dokładnie rok temu pokazywaliśmy u nas fragmenty filmu Magnusa von Horna „Intruz", który w tym roku znalazł się w Cannes w sekcji „Quinzaine des Realisateurs", obok nowych filmów Garrela, Bartasa, Takashi Miike czy Jaco van Dormaela.

© Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
festiwal@nowehoryzonty.pl
realizacja: Pracownia Pakamera
Regulamin serwisu ›