English
Varia

Jak daleko stąd, jak blisko reż. T. KonwickiJak daleko stąd, jak blisko reż. T. Konwicki
Ciekawostki z przestrzeni NH
07 czerwca 2015
Laboratorium duszy - Piotr Mirski o retrospektywie Tadeusza Konwickiego

Doszedłem do takiego wniosku po tych swoich doświadczeniach takich i owakich, że jeśli człowiek pisze, to nie powinien być zobligowany żadnymi dyscyplinami zewnętrznymi - mówi Tadeusz Konwicki w poświęconym mu dokumencie Andrzeja Titkowa pt. Przechodzień (1984). Urodzony w 1926 roku, dorastał w latach, kiedy owe "dyscypliny zewnętrzne" skutecznie tłumiły pragnienie indywidualizmu, kiedy ludzie byli zaledwie trybikami w maszynerii Historii. W czasie II wojny światowej walczył w szeregach Armii Krajowej, a tuż po niej pomagał budować nową, komunistyczną Polskę - jako robotnik i jako pisarz socrealistyczny. W końcu przyszedł jednak moment zwątpienia i wycofania. Jednym z owoców przemiany Konwickiego jest jego reżyserski debiut, Ostatni dzień lata (1958). To film, który zamiast konkretnej wizji świata pokazuje tylko rozterki. Który jest ruchomym obrazem świadomości swojego autora. Dalsza reżyserska droga Konwickiego podążała właśnie w tę stronę - w głąb siebie, z dala od oczekiwań władzy i widzów.

Konwicki tworzył kino radykalnie autorskie. Nie tylko łączył funkcje reżysera i scenarzysty. Nie tylko wciąż ogrywał te same tematy i szlifował te same chwyty. On przede wszystkim opowiadał o sobie - w kolejne historie wszywał strzępki swojego życia, ekranizował wspomnienia, niczym schizofrenik kłócił się ze sobą. Stale powracającym wątkiem w jego filmach jest wojna, tworząca w biografiach bohaterów tragiczną cezurę. Kochankowie z bliźniaczych względem siebie Ostatniego dnia lata i Zaduszek (1961) raz po raz zadają pytanie: czy można zapomnieć o przeszłości? Dojrzali mężczyźni z nakręconych później Salta (1965) i Jak daleko stąd, jak blisko (1971) znają już niestety odpowiedź: nie można, pamięć to rana, która nigdy się nie zabliźni. Paradoksalnie, we wsobnej perspektywie Konwickiego mieszczą się sprawy ponadjednostkowe. Jego filmy mówią o losie, narodzie i tradycji, o tym, co znaczyło być Polakiem i żyć w Polsce.

Konwicki nieustannie szukał języka, który pozwoliłby w pełni opisać ludzkie doświadczenie, nadać mu psychologiczną głębię i symboliczną moc. Chociaż debiut i wieńczącą jego dorobek Lawę (1989) dzieli bardzo wiele - jeden film jest skromny i nieskomplikowany, drugi rozbuchany i pogmatwany - to jest między nimi ciągłość, prosta i konsekwentna ścieżka. Konwicki stopniowo rozmywał wrażenie realizmu. W jego dziełach przestrzeń służy jako zwierciadło dla emocji, a czas płynie w kilka stron naraz - tam, gdzie akurat podążają myśli. Najbardziej spektakularnie wygląda to w Jak daleko stąd, jak blisko, którego bohater wyrusza w podróż przez las wspomnień i gąszcz fantazji. W jej trakcie miejsca zmieniają się jak w kalejdoskopie, zmarli wstają z grobów, a dawne winy stają się możliwe do zmazania. Jej celem jest pogodzenie się z sobą i - być może - zbawienie. Właśnie taką podróżą była też filmowa kariera Konwickiego.

Piotr Mirski

© Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
festiwal@nowehoryzonty.pl
realizacja: Pracownia Pakamera
Regulamin serwisu ›